Ewangelia (Mt 5, 17-19)

Jezus nie znosi Prawa, lecz je wypełnia

Słowa Ewangelii według Świętego Mateusza

Jezus powiedział do swoich uczniów:

«Nie sądźcie, że przyszedłem znieść Prawo albo Proroków. Nie przyszedłem znieść, ale wypełnić. Zaprawdę bowiem, powiadam wam: Dopóki niebo i ziemia nie przeminą, ani jedna jota, ani jedna kreska nie zmieni się w Prawie, aż się wszystko spełni.

Ktokolwiek więc zniósłby jedno z tych przykazań, choćby najmniejszych, i uczyłby tak ludzi, ten będzie najmniejszy w królestwie niebieskim. A kto je wypełnia i uczy wypełniać, ten będzie wielki w królestwie niebieskim».

KOMENTARZ

Prawo kiedyś się skończy, ale miłość zostanie. Prawo ma mi pomóc lepiej kochać. A jeśli nie pomaga, trzeba zawsze wracać do fundamentalnych pytań: kim jest Bóg i po co daje nam swoje Prawo?
 

CEL CZY ŚRODEK?

 
Dziś Jezus przypomina nam, że Prawo nie jest celem samym w sobie, lecz pomocą na drodze do wieczności. Obowiązuje ono „dopóki niebo i ziemia nie przeminą, (…) aż się wszystko spełni”. Prawo przeminie, miłość zostanie, bo „miłość nigdy nie ustaje” (1 Kor 13, 8).
 
Dlatego Bóg na sądzie ostatecznym nie będzie nas sądził – jak to sobie nieraz wyobrażamy – za przestrzeganie lub nieprzestrzeganie prawa na zasadzie: „Nie byłeś na Mszy św. 124 razy. Gdybys był 120 razy, to jeszcze bym ci darował… Ale o 4 razy za dużo… Przykro mi. Nie będziesz wpuszczony do Nieba” ani też „Wspaniale! Byłeś w sumie na 2344 Mszach i zrobiłeś 2340 dobrych uczynków a tylko 32 złe. Wchodzisz!”.
 
To kompletnie nie o to chodzi… Można być na 10000 Mszach świętych i zrobić milion dobrych uczynków, lecz jeśli przez te uczynki religijności NIE NAUCZĘ SIĘ KOCHAĆ – nie wejdę do Nieba, bo tam czas Prawa się skończy, a będzie liczyła się tylko miłość.
 
Spróbujmy to sobie raz na zawsze wytłumaczyć. Prawo jest naszym wychowawcą (Ga 3, 24), danym nam na czas naszej niedojrzałości w wierze i mającym pomóc dojść do spotkania z Jezusem, abyśmy przyjęli Ducha Świętego i zaczęli żyć zupełnie nową jakością życia – życiem nie jako niewolnicy Prawa, lecz jako Dzieci Boże.
 
Wyobraź sobie Prawo jako kule u nogi, która pomagają człowiekowi uczyć się chodzić, a gdy człowiek słabnie i nie daje rady iść samemu, może znów na tych kulach bezpiecznie się oprzeć. Oznacza to, że Prawo jest pomocą i darem rodzicielskiej miłości Boga dla tych, którzy jeszcze nie znają Go jeszcze osobiście. A dla tych którzy znają – przykazania są oparciem podczas ich walk duchowych, gdy człowiek doświadcza w głowie zamętu, nie wiedząc czy coś jest dobre czy złe, oraz gdy pojawiają się pokusy niewłaściwego zinterpretowania Ewangelii po swojemu.
 

DWIE SKRAJNOŚCI

 
Prawo jest zatem po to, by pokazać nam jak wygląda MINIMUM relacji z Bogiem, której my sami potrzebujemy do życia. Prawo natomiast nie ogranicza nas do minimum (co było błędem faryzeuszy), lecz Jezus, który przyszedł aby WYPEŁNIĆ Prawo, wskazuje nam jednocześnie MAKSIMUM – „nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich” (J 15, 13).
 
Maksimum wypełniania Prawa to nie jest zatem liczba Mszy św. w których uczestniczyłeś, ilość dobrych uczynków które zrobiłeś, ani nawet zewnętrzny sposób przyjęcia Komunii Świętej. Maksimum wypełniania Prawa to taka miłość, która jest miłością na wzór Jezusa: bezinteresowna, pełna, przebaczająca, pokorna, cicha, oddająca życie. To jest lustro, w którym możemy się przejrzeć, aby zobaczyć czy wypełniamy Prawo mające nam pomóc, a nie przeszkodzić w miłości.
 

ISTOTA CZY RZECZY DRUGORZĘDNE?

 
Często jest tak, że gdy ktoś nie czuje się wartościowy w oczach Boga z tego powodu, że jest Jego dzieckiem, będzie chciał zasłużyć na tę miłość robiąc coś dla Boga. To jest ten etap życia, gdy człowiek jeszcze nie doświadczył osobiście, że jest synem, a nie niewolnikiem. I stąd się bierze neurotyczna religijność upatrująca sens chrześcijaństwa w przepisach, tropiąca nieprzestrzeganie tych przepisów u innych i wpadająca w pyszne samozadowolenie z powodu wypełniania tych przepisów. Nie ma wtedy mowy o ewangelizacji, bo takim osobom ewangelizacja kojarzy się z narzucaniem innym przestrzegania przepisów, a nie miłości. Taka „ewangelizacja” gorszy się tymi, którzy nie przestrzegają przepisów i patrzy na nich z pogardą.
 
Dlatego papież Franciszek, w duchu Jezusa tak wytrwale koryguje nasze błędne przekonania o religijności bez miłości, mówiąc, że woli raczej „Kościół poturbowany, poraniony i brudny, bo wyszedł na ulice, niż Kościół chory z powodu zamknięcia się i wygody, z przywiązania do własnego bezpieczeństwa”.
 
Naucz się odróżniać istotę chrześcijaństwa od rzeczy drugorzędnych oraz Prawo Boże od ludzkich tradycji. Wypełnieniem Prawa jest miłość (Rz 13, 8), a nie chorobliwa drobiazgowość i niszczący innych fanatyzm. Pomyśl, czy jesteś minimalistą, czy maksymalistą w miłości. Może tak jak faryzeusze, uwięziłeś miłość w klatce przepisów Prawa, mając przy tym złudne poczucie, że maksymalizm w przepisach to właśnie to, czego chce Bóg… A Bóg wciąż cichutko przypomina – „Miłości pragnę, nie krwawej ofiary; poznania Boga bardziej niż całopaleń” (Oz 6, 6).
 
Bądź na bieżąco: