Ewangelia (Łk 2, 33-35)

Twoją duszę przeniknie miecz

Słowa Ewangelii według świętego Łukasza

Po przedstawieniu Jezusa w świątyni Jego ojciec i Matka dziwili się temu, co o Nim mówiono.

Symeon zaś błogosławił ich i rzekł do Maryi, Matki Jego: «Oto Ten przeznaczony jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu i na znak, któremu sprzeciwiać się będą. A Twoja duszę miecz przeniknie, aby na jaw wyszły zamysły serc wielu».

KOMENTARZ

Są pośród nas ludzie, których serce jest podobne do serca Maryi – ze względu na Jezusa ich dusza jest poprzecinana na mieczem, o którym mówi dziś Symeon. Dziś znów więc pytamy o sens cierpienia dla Boga. Czy tak trzeba? Czy warto?
 

UKRYTE MĘCZEŃSTWO

 
Nie każdy jest powołany do męczeństwa, ale każdy jest powołany do miłości. Jeśli rozwijasz się w miłości, stajesz się wtedy coraz bardziej wrażliwy. A gdy jesteś wrażliwy i widzisz czyjeś cierpienie (tak fizyczne, jak i duchowe, a zwłaszcza czyjś grzech, przez który ta osoba idzie równią pochyłą ku samozagładzie) – sam cierpisz.
 
Można więc prowadzić na pozór zwyczajne życie, a w środku być męczennikiem, żyjąc cały czas z bólem miecza w duszy. Pośród nas jest wiele takich osób, którzy znoszą wielkie duchowe udręki, o których nawet nie mamy pojęcia. Pomyśl dziś o tych, którzy mają jakieś odpowiedzialności lub specjalne misje w Kościele. Jeśli jako rodzic cierpisz martwiąc się o losy twojego dziecka, zwłaszcza gdy ono samo cierpi lub pogubiło się w życiu, pomyśl jakie ciężary musi mieć ktoś, kto jest duchowym ojcem/matką tysięcy dzieci (np. biskup, odpowiedzialny za jakąś wspólnotę w Kościele) czy papież.
 

SILNA KOBIETA MARYJA

 
Wszystko to prowadzi nas do Maryi, która jest nie dość, że matką cierpiącego i odrzuconego Jezusa, to na domiar matką wszystkich ludzi i dodatkowo jeszcze najwrażliwszą istotą we wszechświecie. Nikt z nas nie jest w stanie wyobrazic sobie cierpień, które przeżyła za swojego ziemskiego życia i przeżywa dalej będąc w niebie.
 
Jak ktoś tak wrażliwy może udźwignąć takie ciężary i znieść tak wielki ból duszy? U podstaw wszystkiego stoi zawsze miłość, której jednym z przejawów jest jakaś wewnętrzna siła każąca przekraczać wszelkie granice bólu i wytrzymałości. Spróbuj dziś pomyśleć sobie o Maryi jako najsilniejszej kobiecie, jaką znasz. Zazwyczaj wyobrażamy sobie Ją jako uosobienie czułości. Nie jest to jednak Jej pełen obraz. Jest jednocześnie kobietą silną i waleczną, zdolną z miłości znieść każdy ból.
 

NIE DOKŁADAJ MAMIE CIERPIEŃ!

 
To, że Maryja jest w stanie znieść każdy ból, nie oznacza, że mamy to to bezkarnie wykorzystywać. Rzeczywiście jest Ona potężną siłą proszącą i „wszechmocą błagającą”, jak nazywa Ją wielu świętych. Rzeczywiście jest w stanie ofiarnie wstawiać się i cierpieć w naszej intencji, prosząc o nasze nawrócenie, gdy się pogubimy. Wielkim bólem jest dla Niej gdy Jej dzieci mają kamienne serce, ranią się wzajemnie i odrzucają miłość Jej Syna, sprawiając, że Jego ofiara z życia idzie na marne.
 
Co więc Maryi może sprawić radość i ulżyć w Jej cierpieniach? Niech będą to dziś dwie rzeczy. Po pierwsze – korzystać z Jej pomocy. Jakże Ona musi się cieszyć, gdy ktoś Ją prosi o pomoc na swojej drodze do świętości. Ona niczego nie pragnie bardziej, jak prowadzić wszystkie swoje dzieci do swojego Syna. Nawet jeśli Ją to kosztuje, jest to największa radość Matki, gdy widzi swoje szczęśliwe (= święte) dzieci. Nie daj się wkręcić, że Ma ona jakieś limity dawania, że prosisz o zbyt wiele i zbyt dużo. Uszczęśliwisz Ją tylko, gdy będziesz prosił o Jej wiarę, Jej miłość, Jej siły.
 
Po drugie – po prostu być z Nią. Cierpiącemu człowiekowi wystarcza bardzo często czyjaś obecność. Zwykła cicha obecność – jestem, pamiętam. Choć bycie z kimś cierpiącym jest dla nas wysiłkiem, ale jakże powiększa się wtedy nasze serce, a jeszcze w obecności tak czułej Matki? Sam więc na tym korzystasz, gdy spędzasz czas z Cierpiącą Matką.
 
Po trzecie – pomóż Jej dźwigać te cierpienia i odpowiedzialność za losy świata. Dla tych, którzy są wielkoduszni, jest pewna możliwość „złagodzenia” bólu Maryi. Jest to zadośćuczynienie i wynagradzanie, czyli Twoja gorąca miłość, nie tylko za siebie, ale i za twoich pogubionych braci. Nie można jednak tego traktować czysto po ludzku czy emocjonalnie. Chodzi o to, że kochając (i cierpiąc z miłości) ponad „normę”, jesteś prawdziwym ambasadorem Królestwa Bożego na ziemi. Niszczysz egoistyczne królestwo szatana już w samym zarodku – w swoim sercu. A ponieważ ofiarna miłość ma potężną moc wstawienniczą – w jakiś tajemniczy sposób przyciągasz innych do Jezusa i Maryi. Czy na tyle kochasz swą niebieską Mamę, aby „ulżyć” w Jej cierpieniach?
Bądź na bieżąco: