Ewangelia (Mt 18, 12-14)
Bóg nie chce zguby zbłąkanych
Słowa Ewangelii według Świętego Mateusza
Jezus powiedział do swoich uczniów:
«Jak wam się zdaje? Jeśli ktoś posiada sto owiec i zabłąka się jedna z nich, to czy nie zostawi dziewięćdziesięciu dziewięciu na górach i nie pójdzie szukać tej, która się błąka? A jeśli mu się uda ją odnaleźć, zaprawdę, powiadam wam: cieszy się nią bardziej niż dziewięćdziesięciu dziewięciu tymi, które się nie zabłąkały.
Tak też nie jest wolą ojca waszego, który jest w niebie, żeby zginęło nawet jedno z tych małych».
KOMENTARZ
Oznaką, że właściwie rozwijasz się duchowo jest to, że widzisz w sobie coraz więcej cech serca Ojca, a więc masz w sobie pragnienie zajmowania się „tymi małymi” i robisz to. Robisz to?
DOJRZEWANIE KOŚCIOŁA
Nie bez powodu otrzymaliśmy na ten rok jako patrona świętego Józefa, ponieważ papież Franciszek natchniony Duchem Świętym, chce nam przypomnieć, jak ma wyglądać dojrzały Kościół. Dojrzały Kościół to taki, w którym wierni mają „serce ojca”, takie jak miał święty Józef, takie jak miał dobry pasterz z dzisiejszej Ewangelii.
Podobnie jak w cyklu życia ludzkiego mamy pewne etapy: chłopiec – mężczyzna – ojciec, tak też szczytem dojrzałości każdego chrześcijanina jest mieć „serce ojca”, a więc stać się dla kogoś duchowym ojcem lub matką.
PRAGNIENIE OD BOGA, WYSIŁEK CZŁOWIEKA
Podobnie jak ojcostwo/macierzyństwo ziemskie przychodzi zazwyczaj dość niespodziewanie, tak też jest i z ojcostwem/macierzyństwem duchowym. Jeśli idziesz wiernie za Bogiem, zauważasz niespodziewanie, że jesteś coraz bardziej wrażliwy na innych. Wzruszasz się, gdy czytasz Ewangelię o pasterzu, który zostawia 99 owiec, szuka tej jednej zagubionej i możesz sobie wyobrazić co On czuje, gdy odnajdzie tę jedną. Nie kończy się to jednak na wzruszaniu, bo tę Ewangelię zaczynasz widzieć w swoim życiu. Zaczynasz dostrzegać takie osoby wokół siebie, zaczyna ci na nich zależeć i coraz bardziej utożsamiasz się ze słowami Jezusa „Tak też nie jest wolą ojca waszego, który jest w niebie, żeby zginęło nawet jedno z tych małych”.
Zauważasz, że to pragnienie nie pochodzi od ciebie i coraz precyzyjniej umiesz nazwać, że jest to dar od Boga, owoc wspólnego życia w miłości z Bogiem. Jego pragnienia stały się twoimi, a twoje serce jest coraz bardziej podobne do Jego serca. A jakby było tego mało, wokół ciebie pojawiają się osoby, które potrzebują pomocy, a ty w jakiś sposób, którego sam nie rozumiesz, zaczynasz im pomagać. Dziwisz się sam, co się dzieje… Przecież jeszcze do tej pory to ty sam potrzebowałeś kogoś, kto cię będzie prowadził, odszukiwał i walczył za ciebie, a teraz jakby robisz to sam, choć nieraz dużo cię to kosztuje, nikt tego nie widzi, nikt nie pochwali, nikt nie wie… Jak to możliwe?
ALE JA SAM JESTEM MAŁY…
Kiedy uzmysłowisz sobie, co się wokół ciebie dzieje i po ludzku tego nie ogarniasz, pytasz Boga – „Jak to możliwe? Przecież ja sam jestem tym, którego Ty ciągle szukasz… Ja sam jestem twoją zagubioną owcą… Ja sam jestem jednym z tych małych…”.
Jeśli są to szczere pytania, a nie wynikające z fałszywej skromności, zaczynasz rozumieć, co znaczy, że Bóg upodobał sobie „tych małych” i dał im szczególną rolę w historii zbawienia. Mały człowiek może być prowadzony przez Ducha Świętego – wielki woli sam się prowadzić, bo wszystko wie lepiej. Mały wie kim jest, zna swoją grzeszność, słabość i ograniczenia, dlatego właśnie u niego, w jego „glinianych naczyniach” może najpełniej zamieszkać moc Ducha Świętego. Mały człowiek, znając swoją niegodność, poczytuje sobie za wielkie wyróżnienie móc służyć Panu, dlatego jest wierny w rzeczach małych i nie chce swojego Pana ograbiać z różnych skarbów, przywłaszczając je sobie. To dlatego Bóg ufa „małym ludziom” i powierza im swoje dzieci – inne „małe osoby”, bo zna ich czyste serce, które szuka Królestwa Bożego, nie chcąc nic zatrzymać dla siebie.
Czy już rozumiesz, dlaczego mali ludzie mają tak wielką rolę w historii zbawienia? Czy widzisz już w sobie cechy „serca Ojca” i Jego pragnienia zajmowania się innymi małymi?