Ewangelia (Łk 14, 1-6)
Pan Jezus uzdrawia w szabat
Słowa Ewangelii według Świętego Łukasza
Gdy Jezus przyszedł do domu pewnego przywódcy faryzeuszów, aby w szabat spożyć posiłek, oni Go śledzili.
A oto zjawił się przed Nim pewien człowiek chory na wodną puchlinę.
Wtedy Jezus zapytał uczonych w Prawie i faryzeuszów: «Czy wolno w szabat uzdrawiać, czy też nie?» Lecz oni milczeli. On zaś dotknął go, uzdrowił i odprawił.
A do nich rzekł: «Któż z was, jeśli jego syn albo wół wpadnie do studni, nie wyciągnie go zaraz, nawet w dzień szabatu?» I nie zdołali Mu na to odpowiedzieć.
KOMENTARZ
Jezus nie boi się być w miejscach trudnych, o których wie, ze każdy Jego czyn będzie tam szczegółowo oceniany, a każde Jego słowo może być obrócone przeciw Niemu. A ja? Mam taką odwagę, czy wybieram święty spokój?
PROWADZONY PRZEZ DUCHA ŚWIĘTEGO
Iść w miejsca trudne to nie jest to samo co samemu bezmyślnie narażać się na straty na zdrowiu fizycznym czy psychicznym, tylko po to, aby stać się ofiarą i pokazać, że umiem stracić życie dla Boga. Jezus jest prowadzony przez Ducha Świetego, który stawia Go w odpowiednich miejscach w odpowiednim czasie, aby mogły się objawić jakieś większe sprawy Boże.
Dziś Duch Święty kieruje Jezusa do domu PRZYWÓDCY FARYZEUSZY na posiłek. Jezus idzie tam, choć wie, co Go spotka. Po ludzku, czuje się zapewne jak Daniel w jaskini lwa, lecz ponieważ robi to z natchnienia Ducha Świętego, dlatego Jego obecność jest tam rzeczywiście potrzebna. I faktycznie, choć będzie to kolejna okazja do sporów na tematy religijne, w Bożych planach ta wizyta stanie się okazją do ujawnienia mocy Jezusa poprzez uzdrowienie znajdującego się tam chorego na puchlinę puchlinę wodną oraz kolejnym podejściem do walki o nawrócenie pogubionych w swojej pysze faryzeuszy. Jezus mógłby wybrać święty spokój, nie przyjąć zaproszenia, „nie zasiadać w gronie szyderców” i dla spokoju ominąć ten dom. Jednak poszedł, bo – jak się okazało – był tam potrzebny, choć zapłacił cenę niezrozumienia i „mówienia do ściany”.
NIE MA PRZYPADKÓW!
Również mnie i ciebie Duch Święty stawia w bardzo konkretnych miejscach w naszym życiu i warto to dziś odkryć , że nie ma w tym przypadku, lecz jest to częścią większego planu Boga, który „chce zbawienia wszystkich ludzi”, a wiec nie tylko mnie samego.
Być może czasem zastanawiasz się, czemu trafiła ci się taka rodzina, wspólnota lub praca? Może czasem wolisz uciec od nich i mieć święty spokój, unikając docinków, złośliwości i cierpień, które musisz znosić z powodu twojej wiary. Bardzo często wolelibyśmy zostawić taką nieidealną wspólnotę, w której jesteśmy i szukać bardziej sprzyjającego do rozwoju duchowego miejsca. Nie lubimy kłótni, krzywych spojrzeń, plotek za plecami i wiecznych docinek. Nasze marzenia aż z dwóch powodów mogą okazać się iluzją i diabelską pokusą. Po pierwsze – nie ma idealnych wspólnot. To tylko nasze pobożne oczekiwanie i projekcje, że inni mają lepiej i mniej problemów. Po drugie – a co, jeśli planem Boga dla ciebie i innych jest właśnie twoja obecność w takim trudnym środowisku? Dzięki wizycie Jezusa w „jaskini lwa” dokonał się przecież cud uzdrowienia przebywającego tam chorego człowieka.
Czy jestem gotów dla tej jednej osoby, która przez moją obecność w tej konkretnej wspólnocie spotka Boga ponieść nieprzyjemne konsekwencje bycia uczniem Jezusa? Zwłaszcza, gdy czyjeś uzdrowienie nie dokonuje się w sposób natychmiastowy, lecz jest to wieloletni proces? Czy wierzę, że skoro Bóg postawił mnie w jakimś środowisku, jest to część Jego planu walki moją świętość i o świętość innych? A może gdybyś nie był w tak trudnym środowisku, nigdy nie rozwinąłbyś się w takim radykalizmie wiary, jaki już osiągnąłeś i wiecznie byłbyś letnim katolikiem i „ciepłymi kluchami”?
USTA JEDNO, SERCE DRUGIE
Kiedy Jezus zaproponował uzdrowienie chorego, faryzeusze i uczeni w Piśmie milczeli. Daje nam to wielką nadzieję, że mimo wszystko, w głębi serca utożsamiali się oni z tragedią tego człowieka. Żyli jednak w takiej sieci kłamstw i lęków o swoją opinię, że każdy bał się przed swoimi fałszywymi kolegami przyznać do swojej wrażliwości i tym bardziej przyznać głośno rację Jezusowi.
Nie bierz wiec do końca na poważnie tego co słyszysz (albo nie słyszysz) od swoich niewierzących bliskich, kolegów i rodziny. Najprawdopodobniej w głębi serca bardzo chętnie przyznaliby Ci rację, ale zabrnęli już tak daleko, że nie pozwala im na to tak wiele rzeczy: źle rozumiana przyjaźń, pycha nie pozwalająca przyznać się do błędu, poczucie chorej solidarności, lęk przed wyłamaniem się ze wspólnoty i odrzuceniem, bycie uwiązanym w sidła grzechu, który jest mocniejszy niż zdrowy rozsądek.
Rób swoje, nawet kosztem pozornego, choć nieraz dotkliwego odrzucenia. Bóg postawił cię tam gdzie jesteś, bo ma swój plan, dobry plan, dla Ciebie, dla twoich bliskich i dla wielu, których nawet nie znasz.