Ewangelia (Łk 12, 35-38)
Oczekiwanie powrotu Pana
Słowa Ewangelii według Świętego Łukasza
Jezus powiedział do swoich uczniów:
«Niech będą przepasane biodra wasze i zapalone pochodnie. A wy bądźcie podobni do ludzi oczekujących swego pana, kiedy z uczty weselnej powróci, aby mu zaraz otworzyć, gdy nadejdzie i zakołacze. Szczęśliwi owi słudzy, których pan zastanie czuwających, gdy nadejdzie. Zaprawdę, powiadam wam: Przepasze się i każe im zasiąść do stołu, a obchodząc, będzie im usługiwał. Czy o drugiej, czy o trzeciej straży przyjdzie, szczęśliwi oni, gdy ich tak zastanie».
KOMENTARZ
Dwa najważniejsze momenty naszego życia to „teraz” i „godzina naszej śmierci”. Aby dobrze je przeżyć, czyli w zjednoczeniu z Jezusem, trzeba czuwać. Na czym zatem polega czuwanie, do którego zachęca nas dziś Jezus?
CZEKAĆ I TĘSKNIĆ CAŁYM SOBĄ
Czuwanie to nie tylko pragnienie spotkania się z tym, który ma nadejść, a kto jest dla nas bardzo ważny i za kim tęsknimy, lecz również dostosowanie swojego życia, aby być gotowym na to spotkanie w każdej chwili.
Na podstawie tej prostej definicji widzimy, że w czuwanie zaangażowane są wszystkie trzy władze człowieka: uczucia (tęsknota, miłość), rozum (wiem za kim tęsknię i dlaczego to robię) oraz wola (pragnienie spotkania i konkretne czyny). Grzech pierworodny rozbił nam „synchronizację” pomiędzy tymi trzema władzami, dlatego czasem jest tak, że niektóre z nich buntują się i nie chcą wcale czuwać czy też wybrać Jezusa. Co wtedy robić? Odpowiedź jest prosta: tęsknić za Jezusem tym, co akurat mamy pod ręką, bo jest w nas w danej chwili najmocniejsze. Jak konkretnie to robić?
GDY JEDNO SŁABNIE…
Najłatwiej się czuwa, gdy przekonane jest do tego nasze serce, rozumiane w tym przypadku jako centrum naszych uczuć i pragnień. Umysł nie musi się tak mocno zastanawiać i kalkulować czy warto to robić, bo serce „wyprzedza” nasz intelekt, biorąc na siebie słodki ciężar czekania. Podobnie jest z wtedy z naszą wolą – gdy człowiek jest zakochany, wszystko przychodzi jakby samo, nawet jeśli to nas dużo kosztuje. Niestety, albo „stety” – taki stan nie trwa zawsze, a doświadczenie pokazuje, że występuje raczej rzadziej niż częściej. Dlatego gdy uczucia opadają, trzeba opierać się na rozumie i/lub woli.
CZUWAĆ MOŻNA TEŻ UMYSŁEM I WOLĄ
Kiedy emocje wygasają, trzeba czuwać rozumem i wolą. Czuwanie rozumem polega na tym, że przypominam sobie kim jest Ten, na którego tęsknię, co mnie czeka gdy wybiorę Jego i jak układało się do tej pory moje życie, gdy nie wybierałem Jezusa. W takich momentach warto karmić się obietnicami, które składa Jezus, jak choćby dziś: „Szczęśliwi owi słudzy, których pan zastanie czuwających, gdy nadejdzie. Zaprawdę, powiadam wam: Przepasze się i każe im zasiąść do stołu, a obchodząc, będzie im usługiwał. Czy o drugiej, czy o trzeciej straży przyjdzie, szczęśliwi oni, gdy ich tak zastanie”. Rozum nie ma tak wielkiej mocy wpływania na nasze decyzje i czyny, jak nasze uczucia, ale świadomość tego, że jeśli będę czuwał, będę najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi, bo wtedy sam Jezus będzie mi służył, może mnie uratować przed głupimi wyborami, których potem będę żałował. Dzięki rozumowi mogę rozeznać/przypomnieć sobie w danej chwili większe dobro i pójść za nim.
Czasem bywa tak, że ani rozum, ani uczucia nie biegną do Jezusa. Wtedy zostaje nam czuwać wolą. Wbrew sobie, wbrew temu co czuję, wbrew temu, co mi się wydaje słuszne – wybieram Jezusa, pomimo, że mam wrażenie, że jest to bez sensu lub bardzo mnie to kosztuje. Jakie to piękne musi być w oczach Boga, gdy robię coś wbrew sobie, ale robię to ze względu na Boga. Czyż nie jest to wtedy najprawdziwsza, ofiarna i czyściutka miłość, która składa siebie w ofierze dla dobra tej drugiej osoby? Bóg nie jest obojętny wobec naszych małych-wielkich czynów codziennego heroizmu. Ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, jak wielka miłość czeka nas, jeśli wytrwamy do końca w miłości Boga, w której tak niewiele jest czasem miłych emocji, a tak dużo naszej codziennej walki i zmagania…