Ewangelia (Łk 8, 1-3)

Niewiasty wspierają Jezusa ze swojego mienia

Słowa Ewangelii według Świętego Łukasza

Jezus wędrował przez miasta i wsie, nauczając i głosząc Ewangelię o królestwie Bożym. A było z Nim Dwunastu oraz kilka kobiet, które zostały uwolnione od złych duchów i od chorób, Maria, zwana Magdaleną, którą opuściło siedem złych duchów; Joanna, żona Chuzy, rządcy Heroda; Zuzanna i wiele innych, które im usługiwały, udzielając ze swego mienia.

KOMENTARZ

Czy Bóg potrzebuje moich pieniędzy? W dzisiejszej Ewangelii spotykamy kobiety, które wspierały finansowo ze swojego mienia coś co dziś nazwalibyśmy dziełami ewangelizacyjnymi Jezusa. Dlaczego Jezus na to pozwalał?

 

PARADOKSY BOGA

 

Choć jesteśmy już trochę przyzwyczajeni do paradoksów Boga, Jezus ciągle nas zaskakuje. Oto Ten, który jest twórcą i dawcą wszelkiego bogactwa, nie ma własnego domu, swoich pieniędzy i jest całkowicie zdany na ofiarność życzliwych ludzi. Jego misja ewangelizacyjna w dużej mierzy zależy od tego, czy znajdą się ludzie, którzy zaspokoją podstawowe potrzeby Boga-człowieka i Jego uczniów – jedzenie, picie, ubrania itp. Niby takie proste sprawy, ale bez tego przecież ciężko żyć.

Co za pokora i uniżenie Boga! Co za zaufanie do człowieka! Ten, który „przyodziewa kwiaty” ogołocił się ze wszystkiego i zdał się na wrażliwość swoich dzieci. Stworzyciel zdany na łaskę stworzenia. Ewangelizacja, a więc misja wprowadzania Królestwa Bożego na ziemi i wyrywanie ludzi z mocy piekła – w pewnym sensie wisi na włosku, bo w dużej mierze zależy od małych decyzji człowieka – wesprzeć czy nie wesprzeć?

 

CO JEST MOJE?

 

Tak jest również dziś. Wiele dobrych dzieł zależy od tego, czy tak jak pobożne kobiety z dzisiejszej Ewangelii, będę umiał „użyczyć Jezusowi coś z mojego mienia”. Pojawia się tu jednak zasadnicze pytanie – co tak naprawdę jest moje?

Jeśli zastanowimy się nad tym, co jest „moje”, okazuje się, że… tylko moja nędza i grzech. Wszystko inne tak naprawdę pochodzi od Boga. On jest dawcą każdego dobra, ja jedynie administratorem/dzierżawcą. „Pańska jest ziemia i wszystko, co ją napełnia – świat i jego mieszkańcy”. Dlaczego więc uważamy coś za nasze?

Dzisiejsza Ewangelia to dobra okazja, aby nauczyć się oddawać Bogu, to co Mu się należy. Jest to średniowieczna definicja sprawiedliwości – „dawać komuś to, co Mu się należy”. A co należy się Bogu? Potrzebne Mu są moje pieniądze? Niekoniecznie! Pierwsze, co Mu się należy, to MOJE UZNANIE, ŻE WSZYSTKO, CO „MAM” JEST JEGO, czyli przyznanie Bogu prawa do własności tego, co po ludzku uważam za moje. To bardzo ważny krok w sercu, który burzy wszelkie egoistyczne pożądliwości i ustawia mi całą przestrzeń dóbr materialnych w relacji do Boga. Warto to sobie powtarzać, i w biedzie, i tym bardziej w zbytku – wszystko, co mam należy do Boga; ja jestem tylko zarządcą tych dóbr.

 

BÓG NIE POTRZEBUJE MOICH PIENIĘDZY…

 

… ale to ja potrzebuję nauczyć się, że wszystko co mam, należy do Boga. A nie ma na to lepszej szkoły niż uporządkowanie swoich finansów w tej właśnie perspektywie. Pewnym „ćwiczeniem duchowym” jest więc dla mnie rozsądne i systematyczne ofiarowywanie jakiejś części swoich dochodów na cele ewangelizacyjne/charytatywne.

Choć pieniądze same z siebie są neutralne, mają jednak coś takiego w sobie, że bardzo niewiele trzeba, aby:

  • stać się zbyt pewnym siebie w relacji do Boga i utracić perspektywę wieczności (bogacz, któremu obrodziło pole),
  • stać się niewrażliwym na innych (bogacz i Łazarz),
  • zbyt mocno przywiązać się do swoich dóbr, co uniemożliwia pójście za Jezusem do końca, na serio (bogaty młodzieniec).

Kiedy więc dzielę się swoimi pieniędzmi z Bogiem, nie dość, że wspieram dobre dzieła i ewangelizację (korzystają na tym inni), to sam na tym korzystam, bo działając przeciwnie do egoizmu jaki potrafią zgotować pieniądze mojemu sercu, nieustannie pilnuję swojego serca. Czy umiesz się podzielić z Bogiem tym, co jest „twoje”?

Bądź na bieżąco: