Nieraz mamy wątpliwości, czy coś jest już grzechem, czy też jeszcze nie. Odpowiedź na to pytanie może brzmieć czasem „To zależy” i nie jest to wcale relatywizm moralny, lecz prawidłowe zastosowanie przykazania miłości Boga i bliźniego. Jak to możliwe?
FUNDAMENT I BUDOWLA
Jezus uczy nas dziś, że na przykazaniu miłości Boga i bliźniego „zawisło całe Prawo i Prorocy”. Można to sobie plastycznie wyobrazić: dwa filary i na nich zbudowana jest cała moralność chrześcijańska.
Kiedy dom nie ma fundamentów – zawali się. Jeśli będziesz przestrzegał przykazań, ale bez fundamentu miłości Boga i bliźniego – prędzej czy później zawali się to. Zawali się również wtedy, gdy zabraknie jednego z filarów – miłości Boga lub bliźniego, ponieważ budowla, aby była trwała i stabilna potrzebuje obydwu filarów JEDNOCZEŚNIE.
JAK „ZMIERZYĆ” MIŁOŚĆ?
Skoro to nie przykazania, a miłość jest kluczem do oceny każdego naszego uczynku, rodzi się pytanie – jak ją zmierzyć i po czym sprawdzić, że robię to dobrze, czyli kocham Boga i drugiego człowieka? Z pomocą przychodzi teologia moralna, która wypracowała trzy „wskaźniki”, po których można poznać, że ktoś naprawdę kocha: intencje, czyn i okoliczności. Dopiero wszystkie razem wzięte razem rzucają światło na to, czy coś, co robimy lub czego nie zrobiliśmy jest dobre.
Kiedy np. chciałeś się pomodlić, zaplanowałeś na to konkretną ilość czasu, ale nie zrobiłeś tego, bo ktoś ci przeszkodził z ważną dla niego sprawą lub byłeś obiektywnie zmęczony i masz teraz wyrzuty sumienia z tego powodu – pomocą w ocenie twoich dylematów jest właśnie intencja, okoliczności i sam czyn. Intencja była tu dobra, okoliczności były niezależne od ciebie, a rozumiejąc, że obowiązuje cię nie tylko miłość Boga, ale i drugiego człowieka – dałeś komuś swój czas. Jeśli sumienie podpowiada ci, że robiłeś co mogłeś „całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem” – wszystko jest dobrze – modląc się w tej sytuacji tyle ile mogłeś, pięknie realizujesz miłość Boga i bliźniego.
ŚWIAT CZARNO-BIAŁY CZY KOLOROWY?
Okazuje się więc, że świat nie jest czarno-biały, ale ma wiele barw i odcieni. Byłby czarno-biały, gdybyśmy osąd naszych czynów opierali tylko na przykazaniach: zrobił/nie zrobił = dobry/zły. Były kiedyś takie próby w Kościele i nazywało się to „kazuistyka” (łac. casus – przypadek). Były to próby drobiazgowego spisania wszystkich możliwych przypadków grzechów i zrobienie adekwatnego taryfikatora, jak to ocenić i jaka należy się za to pokuta. Jest to jednak nieludzkie i nieewangeliczne. Nieludzkie dlatego, że nie uwzględniało człowieka (jego intencji, życia, okoliczności), tylko widziało paragraf. Nieewangeliczne, ponieważ skupiło się tylko na przykazaniach, a nie na filarach, czyli miłości, a stąd już niedaleka droga do faryzeizmu, który tak bardzo zwalczał Jezus.
Wiele osób chciałoby dziś wrócić do takiego prostego świata. Najlepiej, gdyby Kościół wypowiedział się drobiazgowo w każdej sytuacji życia i zwolnił mnie z myślenia, a tak naprawdę z wysiłku kochania. Pan Bóg nie chce mieć jednak najemników wykonujących mechanicznie czy bez przekonania Jego polecenia, tylko dzieci, które kochają swojego Ojca, mają z Nim intymną i osobistą relację, rozmawiają z Nim, konsultują swoje decyzje, chcą tego, co On chce i robią to. Na tym właśnie polega miłość.
Aby jednak nie wpaść w relatywizm moralny (bo przez słowo „miłość” każdy może rozumieć różne rzeczy), warto doczytać Katechizm (KKK 1749-1775) i nauczyć się kilku najważniejszych zasad oceniania uczynków. Najważniejszy jest sam czyn. Jeśli jest on zły – cały czyn będzie zły. Dalej jest intencja: zła intencja może sprawić, że dobry czyn staje się zły (np. pomagam komuś dla poklasku), ale dobra intencja nie uczyni dobrym postępowania, które samo w sobie jest złe (cel nie uświęca środków!). Na końcu są okoliczności, które zmniejszają lub zwiększają dobro/zło oraz odpowiedzialność za to, co robimy.
Pomyśl dziś o swoim sercu i zastanów się, czy umiesz właściwie oceniać to, co robisz? Co jest dla ciebie kryterium? Miłość czy tylko przykazania?