Ewangelia (Mk 8, 11-13)
Jezus nie chce dać znaku
Słowa Ewangelii według Świętego Marka
Faryzeusze zaczęli rozprawiać z Jezusem, a chcąc wystawić Go na próbę, domagali się od Niego znaku. On zaś westchnął w głębi duszy i rzekł: «Czemu to plemię domaga się znaku? Zaprawdę, powiadam wam: żaden znak nie będzie dany temu plemieniu».
A zostawiwszy ich, wsiadł z powrotem do łodzi i odpłynął na drugą stronę.
Komentarz
„Zrobiłem wszystko, co mogłem, a on/ona dalej nie chce się nawrócić” – miałeś już takie doświadczenie? Często nie wiemy wtedy, co robić i obwiniamy się, że zrobiliśmy zbyt mało… Co robić z beznadziejnymi przypadkami – tego nas uczy Jezus w dzisiejszej Ewangelii.
BIAŁE JEST CZARNE, A CZARNE JEST BIAŁE
To wielka tajemnica ludzkiego serca, jak można doprowadzić się do takiego stanu jak faryzeusze, którzy są ślepi na Boże sprawy dosłownie i duchowo. Jesteśmy w takim miejscu Ewangelii, gdzie Jezus dopiero co dokonał spektakularnego drugiego już rozmnożenia chleba. Świadkami tego wydarzenia było cztery tysiące mężczyzn. Jako „materiał dowodowy” tego cudu uzbierano siedem koszy. Wszyscy byli na pustkowiu, kilka dni drogi od jakichkolwiek sklepów, więc technicznie niemożliwe było, aby ktoś mógłby przynieść tyle chlebów i ryb.I nasi kochani faryzeusze proszą dziś uprzejmie, a w zasadzie domagają się „znaku z nieba”, tak jakby wszystko, co chwilę temu wydarzyło się nie miało miejsca…
Grzech faryzejski jest jednym z najcięższych grzechów na ziemi, bo tacy ludzie „mają oczy, ale nie widzą; mają uszy, ale nie słyszą”. Inni przynajmniej wiedzą, że są grzesznikami i źle postępują, dlatego szukają Jezusa, aby ich zbawił. Faryzeusze natomiast, uważają się za chodzące ideały religijności i szukają Jezusa, aby z Nim dyskutować, spierać się i udowadniać, że nie ma racji…
Módl się dziś mocno, abyś nigdy nie stracił czujności i nie doprowadził się do takiego stanu serca, gdzie rozmawiasz z kimś i udowadniasz, ze białe jest białe, a ta osoba jest tak zamknięta na prawdę, że udowadnia ci, że jest odwrotnie. Jakże zdradliwe jest nasze serce, że potrafi takie rzeczy… Prze takim stanem nie chroni nas ani nasza mądrość, ani doświadczenie (patrz Dawid, Salomon), lecz tylko czujność.
Z GŁUPIM SIĘ NIE DYSKUTUJE
Biedny Jezus… Niejeden z nas w pierwszym odruchu pomyślałby sobie w takiej chwili „No zastrzelę dziada…Głupi czy tylko udaje? Ślepy, czy naprawdę nie widzi?”. A Jezus – jak relacjonuje ewangelista Marek – jedynie „westchnął głęboko”, powiedział „Dlaczego to pokolenie domaga się znaku? Zapewniam was: Temu pokoleniu nie będzie dany żaden znak”, wsiadł do łodzi i zostawił ich.
Panie Jezu! Nie walczysz o nich? Przecież to też twoi pogubieni synowie… Postawa Jezusa daje nam do myślenia. Syn Boży wie, że rozmowa z nimi w takim stanie ich ducha, tym bardziej, gdy czują się ze sobą bezpieczni w fałszywej wspólnocie, to po prostu strata czasu. Czas Jezusa na ziemi jest zbyt cenny i ma On zbyt wiele do zrobienia, niż marnowanie czasu na „bicie piany” i pseudonaukowe, jałowe dyskusje z tymi, którzy uważają się za świętych, a jest dokładnie odwrotnie. Tak wielu innych czeka na Dobrą Nowinę, uzdrowienie, pocieszenie…
To, co robi Jezus to bardzo cenna wskazówka i dla nas: jeśli z kimś dyskutujesz o sprawach wiary, a twój rozmówca ma klapki na oczach i całkowicie zamknięty, odpuść temat. Szkoda twojego cennego czasu, który mógłbyś wykorzystać na modlitwę i naprawdę ważne rzeczy. Szkoda twoich emocji. Ta rozmowa, którą ty widzisz jako ewangelizację i wkładasz całą swoją energię, może być wykorzystana przez złego ducha jako sposób, aby pod płaszczykiem dobrych rzeczy wyssać z ciebie siły, czas i energię na to, co naprawdę powinieneś robić. Jeśli rozeznasz tak jak Jezus – tu i teraz nic nie zdziałam, to nie ten czas – nie dyskutuj i zostaw tych ludzi. Nie karm ich pychy. Na chwilę obecną nie są gotowi na zmianę.
ALE JAK TO? TAK PO PROSTU ZOSTAWIĆ?
No nie do końca zostawić. To, że Jezus odszedł, nie znaczy, że ich zignorował i zostawił ich na pastwę losu. Ci ludzie dalej są w sercu Jezusa, ale w innej formie. Jezus ciągle za nich się modli, o czym usłyszymy wprost w Wielki Czwartek : „Proszę za tymi, których mi powierzyłeś, gdyż należą do Ciebie”. Za nich, jako za swoich nieprzyjaciół Jezus złoży największą ofiarę – odda swoje życie, a oni być może nawet nie będą o tym wiedzieli. Jezus zatem zrobił wszystko co mógł: modlił się do końca i oddał za nich w ofierze swoje życie. Nie wszedł natomiast w dyskusję, bo ta forma walki o nich akurat wtedy nic by nie dała.
Ty też spotkasz w swoim życiu ludzi tak opornych, że mimo twoich najszczerszych chęci będziesz musiał pogodzić się z ich decyzją na”NIE” i odejść. Nie miej wtedy wyrzutów sumienia, że zrobiłeś za mało. Czasem słowa są najmniej efektywnym sposobem nawracania kogoś. Fizycznie zostawiasz ich, a duchowo niesiesz ich dalej przez twoją świętość, a więc twoją gorliwą modlitwę i ofiary, ufając, że Bóg znajdzie sposób, aby dobić się do ich serc, czy to przez jakiś cud, czy przez doświadczenie cierpienia – ponoszenie konsekwencji własnych grzechów. Wtedy będą wiedzieli do kogo się zwrócić, podobnie jak biblijny Nikodem. A póki nie chcą – ty robisz co możesz, żyjąc swoim świętym życiem, ze świadomością, że to oni biorą odpowiedzialność za własne życie.