Czasem mamy wrażenie, jakby grzech przykleił się do nas i trudno go zmyć samemu. Próbujemy, próbujemy i nic. Im bardziej staramy się, tym nieraz bardziej frustrujemy, a niektórzy ostatecznie poddają się, myśląc – ja chyba nigdy nie pozbędę się tego grzechu.

Jest jednak na to sposób, o którym opowiada dzisiejsza Ewangelia. Trzeba CUDU przemiany wody w wino. Jezus jest na to gotowy, Maryja czeka w pogotowiu i wstawia się za nami. Potrzebna jest jednak jedna nasza postawa – przyznanie się do słabości.

BRUDNE STĄGWIE Z WODĄ

Nie jest nam łatwo w dzisiejszych czasach przyznawać się do słabości. Boleśnie doświadczają tego zwłaszcza ci, którzy odnoszą różne sukcesy. Bardzo ciężko im się modlić, bo na modlitwie szybko się przekonują, że muszą tam uznać swoje ubóstwo, niemoc, niedostatek i słabość. W codziennym życiu jesteśmy zaradni, twórczy, potrafimy kombinować, a na modlitwie nieraz musimy uznać swoją porażkę i kapitulację, bo modlitwa jest dziełem Boga, które dokonuje się z naszą pomocą, a nie odwrotnie.
Częsta modlitwa i przypominanie sobie o słowach Jezusa „beze Mnie nic nie możecie uczynić” to bardzo pożyteczne nawyki! Przypominają one o naszej niedoskonałości i w jakiś sposób zaprzyjaźniają nas z naszą nędzą. Ten sam cel miały kiedyś żydowskie przepisy dotyczące rytualnych oczyszczeń, do których służyły STĄGWIE z dzisiejszej Ewangelii. Dzięki temu zwyczajowi, Żydzi codziennie mieli okazję, aby przypominać sobie o brudzie, który dotykając ich ciał, w jakiś symboliczny sposób zatruwa serce i czyni ich nieczystymi. Jedynie Bóg potrafi z tego obmyć i dać nam radość z bycia czystym.

OD BRUDNEJ WODY DO WINA

My sami nie potrafimy siebie obmyć z grzechu. Jest on przyklejony do naszej duszy. Można jednak zrobić coś lepszego niż chować się przed Bogiem, jak Adam po swoim upadku, niż prosić Boga, aby się oddalił, jak to uczynił Piotr po cudownym połowie. Można stanąć przed Bogiem w CAŁEJ PRAWDZIE, w swojej nagości, pokazując Mu swoje rany i swoją niedoskonałość.
Właśnie to uczynili słudzy, mówiąc – „nie mają już wina”. Ile razy wyznajesz Bogu i mówisz – „nie jestem doskonały, wielu rzeczy mi brakuje, jestem brudny”, dajesz Bogu okazję, aby dokonał w tobie cud z Kany Galilejskiej. Bóg prosi, abyśmy dał Mu do dyspozycji to, co akurat masz, a On zrobi resztę. A co ja mam? Skoro stągwie służyły do oczyszczeń, można przypuszczać, że na ich dnie było na stałe „przyklejone” błoto i brud. Czyżby Bóg chciał się posłużyć moim grzechem, który przykleił się niemal na stałe do mojego serca i zabrudza całą moją wodę, czyli mnie samego?
Dokładnie tak! Podobnie jak woda poddana działaniu Jezusa została oczyszczona i przemieniona w wino, tak grzech oddany Bogu nie jest już grzechem i trucizną, tylko NĘDZĄ wzywającą miłosierdzia Bożego. A tam, gdzie następuje spotkanie nędzy z mocą Boga, zawsze wygrywa MOC. Nie dość, że woda stała się czysta, stała się NAJLEPSZYM WINEM w ilości ponad 600 litrów. Jeśli uznasz swoją słabość i uczynisz ” wszystko, co powie Syn”, będziesz zdumiony wielkością i jakością przemiany.

ZAUFAJ, ŻE BÓG JEST WIĘKSZY

Aby cud mógł się dokonać, trzeba trochę zaufania do Jezusa. Trzeba Mu po prostu zaufać „na słowo”. Jak inaczej wytłumaczyć postawę sług, którzy wiedzieli, że niosą wodę, a gdy starosta skosztował jej, stała się winem? Nie wiemy, kiedy dokładnie nastąpiła ta przemiana. Być może w ostatnim momencie drogi. Przemiana jest więc procesem, w którym musimy być cierpliwi i nie możemy poddawać nie po kilku nieudanych krokach. Bóg przyjdzie i dokona cudu, ale miejsce i moment zostawiamy Jemu.
Uczmy się dziś częstego przyznawania się przed Bogiem do tego, że po prostu jesteśmy słabi i niedoskonali. Brudna woda oddana w ręce Boga może zmienić się w wino dające radość. A jakby tego było mało, Ewangelia nam podpowiada, że to dopiero POCZĄTEK znaków, które uczynił Jezus… Ponieważ cud dokonał się dzięki interwencji Maryi, spróbujmy dziś dostrzec jej cichą, ale skuteczną obecność. To, co najlepsze, ciągle przed nami +

Zapisz się, aby codziennie dostawać komentarz do Słowa Bożego na email

 

[/column]
Bądź na bieżąco: